środa, 22 stycznia 2014

karton to nie tylko morderca

 
Balsa była super do tworzenia mebli ale się skończyła, a tu pozostała górna zabudowa  kuchni, w związku z tym powróciłam do mojego ulubionego kartonu ( w pełni  rozumiem  kartonowe  zamiłowania  projektantów  ikea  -  gdyby  za czasów Bułhakowa istniała ikea - Małgorzata na pewno by się tak nie zmachała przy demolowaniu mieszkania krytyka Łatuńskiego).



Anegdota: pewnego wieczoru podekscytowana niezmiernie opowiadam zgromadzonym w domu o zaletach papieru i  ileż to można z niego zrobić, po co za raz wyrzucać, jakie konstrukcje, nowe przedmioty i to tylko dzięki celulozie z klejem, gdy nagle moja złośliwa latorośl, przysłuchując się moim wywodom przy okazji jedząc bułkę a w drugiej łapce trzymając zmięty, otłuszczony papierek; wyciąga do mnie rękę z owym papierkiem i pyta się z uśmiechem:
- chcesz?
Żart sytuacyjny, rodzina spłakana ze śmiechu (dorośli-młodzież 0-1) jak widać takie majsterkowanie scala życie rodzinne.

Niepomna na takie przytyki, ponownie nacięłam papierków i kartoników. Półki wiszące do kuchni etap I:


I teraz trochę nużące oklejanie, krawędzie i boki... po ponad godzinie klejenia otrzymałam materiału na pierwszą szafkę i ją wykonałam co potwierdza to zdjęcie:


Szufladki oczywiście z cudownych pudełek po zapałkach, właśnie kończy mi się zapas, muszę uzupełnić co by nie stracić poczucia bezpieczeństwa twórczego. W momencie, w którym szafka mi się ujawniła naocznie...straciłam zapał, sklejenie jednej szafki jest całkiem zajmujące ale tutaj w planach kuchennych są aż trzy, w związku z tym, w między czasie (pomiędzy pierwszą a ostatnią szafką) zdążyłam, porobić zdjęcia o różnych porach dnia i różnych dniach, ugościć Smoka ale o tym jeszcze będzie, poszerzyć biblioteczkę Susannah o dziesięć tytułów, ukończyć wnętrze lodówki, wypiec co po niektóre składniki spożywcze w piekarniku, wmontować zlew w kuchni w blat, wymyśleć stołek, założyć tego bloga. Nie wymienię czynności poza czasem Suzi, których również sporo. Aż nagle(?) wczoraj, uziemiona przez panów co to od trzech tygodni co raz coś wykręcają, dorabiają, montują w kuchni przy rurach - zmobilizowałam się i dokończyłam. Efekt zadowalający. Szafki pod światło:


Światło na szafkach:


Długo dobierałam kolor kartonu, by pasował do reszty mebli. Karton niestety skończył się przedwcześnie, więc dosztukowywałam, cudowałam co by z przodu były paseczki tego samego koloru itd. Po to właśnie, by po próbnym zawieszeniu szafek stwierdzić, że w ogóle nie pasują i muszę je pomalować, co prezentuje kolejne zdjęcie:


Korzystając z tego, że będą malowane, duże szczeliny wypełniłam akrylem, tutaj efekt końcowy malowania:


Ponieważ ściany w domku są pokryte gładzią, więc wiercenie miało wielce profesjonalny przebieg: linia szafek, punkty zaznaczone ołówkiem, wiertło dostosowane i są - dziury.

 
Poniżej prawdziwy pył powierceniowy:


W te otwory, zostały umieszczone kołki, czyli delikatnie naostrzone zapałki (a mam ich sporo) posmarowane wikolem.


Na tych kołkach w końcu zawisły szafki, boki szafek są sklejone co by łatwiej było utrzymać poziom;) Pomimo poważnego podejścia do sprawy wiercenia, nie obyło się bez błędów i tak trzy miejsca wymagały podkładek, nie mniej szafki wiszą, na pierwszy rzut oka całkiem równo, cieszą wyglądem i są git.


Tak Piaście w tych szufladach będą trzymane sztućce, które w dalszym ciągu jeszcze wymyślam:)

3 komentarze:

  1. "..zmięty, otłuszczony papierek.."

    trzeba było brać ,- wyprostować i wymościć nim mała blachę do pieczenia, trochę miniaturowego ciasta...

    piast

    OdpowiedzUsuń
  2. no w sumie masz rację, nierozważnie postąpiłam ale blachy jeszcze nie mam - to tak w ramach usprawiedliwienia

    OdpowiedzUsuń
  3. a właśnie, na razie Suzi ma noże, może ciut eldarskie...odsłona nastąpi

    OdpowiedzUsuń