"zdradliwa wena raz jest raz jej nie ma" tak składnie i prawdziwie śpiewał kaliber 44 i tak życiowo...dom Suzi po otrzymaniu właściwej mu formy pokojowo-przestrzennej przestał się dopominać bym go kontynuowała, co więcej niektóre pomieszczenia jak np kuchnia były już na tyle przytulne, że bez trudu przez kilka dni potrafiły przechowywać nieumyte szklanki (w skali człowieczej); aż tu nagle jest myśl by do Bydgoszczy zawitała Olga i nagle domek poczuł ożywienie, zaczęły się dopominania ale jak to tak: bez dachu? bez przyklejonego dachu??? bez elewacji, bez formy ukształtowanej doskonale ostatecznie? a ja cóż to się wykręcam: no nie tak szybko, bez pospiechu to miała być taka luźna koncepcja - poszliśmy na kompromis...
dawno, dawno temu miałam duży karton (made in ikea), który był sufitem i dachem tylko o tym nie wiedział a ja podjęłam się misji ukazania mu prawdy o sobie;)
najpierw zmiana wizerunku przez poprawki jakby krawieckie - związane z dopasowywaniem wymiarów
kolejne bardziej precyzyjne przymiarki, sufito-dach składa się z dwóch warstw:
z mierzenia i cięcia przeszłam do przyklejania i wzmacniania konstrukcji, na fotce poniżej widać jak mądre książki wspierają mój projekt przemiany, obciążając tekturowy szkielet:
i to wszystko wydarzyło się kiedyś, natomiast pod wpływem impulsu, którym są odwiedziny Olgi przystąpiłam do dalszej działalności. Jak wiadomo co to za przemiana, w której nie ma makijażu, dlatego też sufito-dach dostał grubą porcję porządnej białej farby akrylowej:
Po dniu wysychania, sufit stał się gotowy do przytwierdzenia do domku (sam sufit, gdyż estetyka dachu jest jeszcze nie gotowa lub może bardziej pasuje określenie surowa) i...ta dam! w chwili obecnej, w której powstają te zdjęcia dach jest przyklejony jednostronnie a z drugiej strony właśnie się skleja:
o sorki Suzi,
chyba ma gościa i zajęta jest rozmową, ktoś w różowych butach, zrobię fotkę od strony kuchni może zobaczę kto to
Nie żebym była jakaś specjalnie ciekawska ale po prostu rzadko widuję w naszym domu Panie z ...fioletowymi włosami - łał. Zjadły już nawet kawałek makowca, są tak zaaferowane sobą, ze w ogóle mnie nie zauważają ( w sumie ciężko się dziwić Susannah, że taka zagadana, niewiele do tej pory odwiedziło ją znajomych).
Zajrzę do strony pokoju jeszcze raz...o?!
To chyba Spectra Vondergeist (uwielbiam internet wszystko i wszystkich;) można tak szybko sprawdzić).
Przywitam się, zaskoczony człowiek czy nie, powinien nie zapominać o zwyczajowych uprzejmościach. Ekhmm...witam Panie, cóż za miła i niezwykła niespodzianka!
Tak z ciekawości zapytam czemu zawdzięczamy tak sympatyczną wizytę? Tzn nie żeby odwiedziny musiały mieć jakiś powód, nie mniej wcześniej takie niespodziewajki nie miały miejsca...o Spectra coś wyciąga to różowy kwiatek i chyba jakaś kartka:
Kurcze nic nie widać, jak na ducha przystało, zrobiła przeźroczystą kartkę... hmm zróbcie tak: oprzyjcie kartkę o białą ścianę, będzie wtedy można przeczytać co napisałaś; no jak za nisko to podłóż poduszki leżą na podłodze przy półce, no teraz jest super, wszystko czytelne:
No proszę a niby upiorne a tu takie pozytywne zachowanie, tylko wiesz Spectra, troszkę się spóźniłaś, bo Olga miała urodziny cztery dni temu...dobra już nic nie mówię, ależ Ona ma upiorne spojrzenie jak się wścieka (poltergeist nie kobieta) - chyba nie lubi jak się jej wypomina niedociągnięcia...Co mówiłaś? Jasne przekażę jubilatce.
No to przekazuję, że moje "miłe" Panie nie mogą się doczekać aż Olga przyjedzie do nich, by wspólnie spędzić czas na dyskusjach oraz Spectra nie może się doczekać podróży do Torzymia, by tam wpaść w wir życia towarzyskiego koleżanek Monster High. A puki co "miłe" Panie nie mogą się nagadać:)
Dziękuje za życzenia i laleczkę, bardzo ładnie z Suzi wyglądają pozdrowienia
OdpowiedzUsuńOlga:-)
proszę bardzo:) widać, że kobitki przypadły sobie do gustu;)
OdpowiedzUsuń