"zdradliwa wena raz jest raz jej nie ma" tak składnie i prawdziwie śpiewał kaliber 44 i tak życiowo...dom Suzi po otrzymaniu właściwej mu formy pokojowo-przestrzennej przestał się dopominać bym go kontynuowała, co więcej niektóre pomieszczenia jak np kuchnia były już na tyle przytulne, że bez trudu przez kilka dni potrafiły przechowywać nieumyte szklanki (w skali człowieczej); aż tu nagle jest myśl by do Bydgoszczy zawitała Olga i nagle domek poczuł ożywienie, zaczęły się dopominania ale jak to tak: bez dachu? bez przyklejonego dachu??? bez elewacji, bez formy ukształtowanej doskonale ostatecznie? a ja cóż to się wykręcam: no nie tak szybko, bez pospiechu to miała być taka luźna koncepcja - poszliśmy na kompromis...